Budzi się, otwiera zaspane oczy. Chciała je przetrzeć, ale coś zablokowało ruchy jej rąk. Druga próba otwarcia, tym razem powolna, aby przyzwyczaić się do światła. Udało się. Rozgląda się po białym pomieszczeniu. Szpital.
Ostatnie co pamięta to (chyba) dzisiejszy ranek. Wie, że jechała do swojej nowej pracy na pierwszy dzień. Dziś miała zacząć swój nowy rozdział w życiu. Co się stało?
Pełna myśli nie zauważyła, że ktoś siedzi przy jej łóżku. Racja, nawet by o tym nie pomyślała, przecież nie ma nikogo. Ze znajomymi się pokłóciła, a rodzice wyjechali. Więc dlaczego miała spojrzeć na fotel? Żeby się rozczarować?
-Dzień dobry- przywitał ją rozradowany męski głos.
-Dzień dobry- uśmiechnęła się.- Przepraszam, ale kim Pan jest? Raczej nie wygląda Pan na pielęgniarza.- roześmiała się.
-Nie, nie jestem pielęgniarzem- lekko spochmurniał, lecz po chwili powrócił jego dobry humor.- Jestem Draco. Widziałem twój wypadek i zadzwoniłem na pogotowie.
-Miło mi Pana poznać, jestem Hermiona- uśmiechnęła się przyjaźnie.- Nie chcę być niegrzeczna ale czemu Pan tutaj jest?
-Proszę mówmy sobie po imieniu. Po tym jak zadzwoniłem na pogotowie przyjechałem tutaj, aby dowiedzieć się kim jesteś, żeby powiadomić twoich najbliższych, wtedy dowiedziałem się, że to Ty jesteś tą słynną Hermioną Granger, która dawno temu chodziła ze mną do szkoły i od dziś miała zacząć u mnie pracować.
Aaaa... czyli to dziś miałam zacząć prace? Jednak większość pamiętam.
-Ooo... przepraszam nie poznałam Cię Draco- uśmiechnęła się dziewczyna. Tuż po wojnie ona i jej przyjaciele pogodzili się z blondynem.
-Nic nie szkodzi- odwzajemnił uśmiech.- Jako twój nowy szef, muszę przeznaczyć Ci dwa tygodnie wolnego ze względu na twój stan zdrowia. Mam nadzieję, że wystarczy?
-Oczywiście, dziękuję. Szczerze myślałam, że zostanę zwolniona, skoro nawet nie przepracowałam pierwszego dnia.
-Naprawdę nie przejmuj się tym, taka zdolna kobieta miałaby zostać zwolniona przez wypadek?- popatrzył na nią figlarnie.
Tą pozytywną wymianę zdań przerwał odgłos otwierania drzwi. Momentalnie umilkli i spojrzeli na drzwi, wszedł doktor, w postaci Deana Thomasa i pielęgniarka.
-Panie Malfoy proszę o chwilowe wyjście, Hermiona będzie miała przeprowadzone badania- uśmiechnął się i po wyjściu mężczyzny zamknął drzwi, dając prywatność kobietom.
Po 5 minutach i paru wymienionych zdaniach z lekarzem mógł ponownie wejść. Usiadł obok kobiety i już miał zacząć rozmowę, gdy... jego telefon zaczął wydawać dźwięki przychodzących wiadomości. Szybko na niego spojrzał, przeczytać tekst i w tempie ninja odpisał.
-Bardzo przepraszam, ale muszę już uciekać. Może chciałabyś, abym przyszedł tu jutro?
-Jutro już mnie wypisują- odetchnęła kobieta.
-Co Ty na to, żebym Cię odebrał? Twój samochód nie jest zdolny do użytku, a taxi są dość drogie- zaproponował.
-Z chęcią- odpowiedziała rozradowana kobieta. Nie chciała w tym stanie sama wracać do pustego mieszkania.
-Dobranoc- powiedział i wyszedł.
-Dobranoc.
Następnego dnia, Hermiona otrzymała wypis, dostała listę leków, które musi zażywać oraz zalecenia co do swojego stylu życia. Przez pierwszy miesiąc prócz leków musi przestrzegać diety i się nie przemęczać, bo to mogłoby się skończyć bardzo źle.
-Dzień dobry- przywitał ją głos Dracona.
-Dzień dobry- odpowiedziała, podniosła torbę i uradowana wyszła z białej sali. Mężczyzna po zamknięciu drzwi odebrał z jej rąk torbę.
-Nie powinnaś się przemęczać- uśmiechnął się.
Pozytywna atmosfera nie minęła im nawet po wyjściu ze św.Munga, puki Hermiona nie zobaczyła jego auta. Zatrzymała się, otwarła szeroko usta i stała tak dobre 5 minut.
-Ty masz Lamborghini?!- pisnęła. Od zawsze marzyła o takim aucie. Do tego ten kolor... Perfekcyjna i głęboka czerń.
-Hah może wsiądziesz?- zapytał i otworzył drzwi od strony pasażera, po czym obszedł auto dookoła i sam wsiadł. Popatrzył na Herm która przejeżdżała ręką po tapicerce, miała zamknięte oczy i lekko rozchylone usta. Oddychała głęboko, chciała zapamiętać ten zapach- jej wymarzonego auta.
-Przepraszam, że przerywam ale mogłabyś podać mi swój adres?- zaśmiał się, na co Granger szybko otworzyła oczy, zabrała rękę i speszona usiadła prosto. Zapięła pas i odpowiedziała:
-Na ulicę Merlina. Jest tam ogromny wieżowiec mieszkalny.
-Dzielnica czarodziejów, no tak mogłem się spodziewać- znowu ten rozbrajający uśmiech.
Po niecałych 15 minutach byli na miejscu. Wziął jej torbę oraz otworzył drzwi. Razem weszli do budynku.
-Ostatnie piętro- uśmiechnęła się, na co Draconowi zrzedła mina.-Spokojnie jest winda.
Przeszli obok recepcji, gdzie znajdują się skrzynki pocztowe. Spojrzała w stronę swojego numeru. Same gazety.
-O nie!- usłyszała jęknięcie mężczyzny, odwróciła się, a przed nią wisiał napis "winda nieczynna, przepraszamy za niedogodności". Oczywiście mogliby się przeteleportować, gdyby nie jej stan zdrowia.
-Mam pomysł- uśmiechnął się i nagle zniknął.
-Aha- tylko tyle zdołała powiedzieć. Rozumie, że kiedyś się nie lubili ale chyba teraz łączą ich pozytywne relacje, więc dlaczego ją zostawił. Nie minęło nawet 15 sekund jej rozmyśleń,a on znów stał przed nią.
-Torba już na górze, teraz tylko Ty- ahh ten jego uśmiech.
Czekaj, czekaj...
-AAAAAAA!- pisnęła, gdy mężczyzna podniósł ją w stylu "na pannę młodą" i zaczął ją nieść po schodach.- Czemu mnie niesiesz?- zapytała cicho.
-Doktor mówił, że masz się nie przemęczać prawda?
-Ale przecież to tylko schody- zajęczała.
-Tylko schody? Dziewczyno to jest tyle pięter, że jeszcze palpitacji serca byś dostała.
-A Ty? Przecież nie dasz rady nieść mnie na samą górę.
-Chcesz się założyć- spojrzał na nią, a ona w jego oczach widziała wyzwanie.
-O co?
-O spotkanie. Jeśli dam radę, za tydzień wyjdziesz ze mną na kolację.
-Randka?- zapytała lekko zestresowana.
-Można tak powiedzieć.
-Zgoda- sama nie wierzyła, że to powiedziała.- Ale jeśli przegrasz pomożesz mi się rozpakować.
-Zgoda.
Kolejne minuty spędzili w ciszy, aż przed nimi ukazały się drzwi do mieszkania Herm. Postawił ją na podłodze i sam podszedł do drzwi, które otworzył zapraszając, jakby do siebie, dziewczynę.
-Oooo... nie trzeba było- zaśmiała się.
Oczywiście po przekroczeniu progu wszystko było przykryte pudłami, przeszła przez bardzo wąski korytarz (z powodu pudeł) i znalazła się w sporym salonie, którego jedna ściana była szklana, a za nią rozprzestrzeniał się widok miasta. Tutaj także większość było niewidoczne przez pudła. Wszystko prócz przejścia do kuchni, sofy oraz ogromnej pułki na książki.
-Ładnie tu masz- powiedział Dracon rozglądając się na boki.
-Byłoby ładniej, gdyby wszystko było rozpakowane- zaśmiała się.
-O której mam jutro przyjść?- zapytał.
-Hmmm?- nie zrozumiała.
-W sumie to oboje wygraliśmy zakład. Wniosłem Cię na górę ale nie do środka, więc pomyślałem, że mogę jutro pomóc Ci z tymi pudłami.
-To bardzo miło z Twojej strony. Może o 13?- odpowiedziała uradowana Hermiona. Nie lubiła sama siedzieć w tym mieszkaniu.
-Jasne, może przy okazji zrobię Ci zakupy? Pewnie nie masz nic w lodówce, a wyjść na razie nie możesz.
-Ojejku to za wiele, nie możesz tego dla mnie zrobić.
-Naprawdę to żaden problem-uśmiechnął, po czym spojrzał na zegarek.-Niestety muszę już lecieć. Cześć!
-Papa- przytuliła go na pożegnanie.- Dziękuję.
-Nie ma sprawy- wyszedł.
Hermiona nie wiedziała co sama może zrobić, dlatego przeszła się po mieszkaniu. W końcu znalazła to czego szukała. Pudła z książkami. Wzięła ostrożnie pierwsze z nim i położyła na sofie. Brała każdą książkę do ręki, dotykała palcami tytułu i przypominała sobie fabułę oraz ukochanych bohaterów, następnie odkładała ją na półkę zgodnie z autorem i wydawnictwem. W jej kolekcji był "Mały Książę", "Oskar i Pani Róża", a także "Hobbit". Większą część jej kolekcji zajmowały romanse wydawnictwa Moondrive.
Dopiero po 3 pudłach jej biblioteczka zapełniła się w 1/3. Miała dość, była zmęczona po całym dniu i do tego te leki. Poszła do kuchni, wyciągnęła z lodówki jogurt malinowy*, zjadła go, a raczej wypiła, gdyż nie wie w którym pudle są sztućce, wyrzuciła opakowanie. Następnie połknęła tabletki, wzięła krótką kąpiel, oczywiście po wcześniejszym poszukiwaniu ręczników, piżamy i szamponu. Na reszcie mogła iść spać. Wyłoży się wygodnie na łóżku i od razu odpłynęła do krainy Morfeusza.
---
*autorka nie lubi chemicznych truskawek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz